Kiedy czujemy się źle, właśnie wtedy, kiedy jest najgorzej, kiedy wszyscy ludzie, którzy zawsze nam pomagali nic tu nie poradzą albo mamy już po prostu dość słuchania kolejny raz tego samego farmazonu mającego nas pocieszyć, najbardziej potrzeba nam czegoś, co jest ponad wszystkim, do czego możemy się odezwać z cichego zakamarka naszego mieszkania lub z pustej ławki na końcu kościoła i mieć nadzieję, że to coś pomoże nam rozwiązać nasze problemy i nie ma znaczenia, że jedyna pomoc jaka może nadejść to efekt placebo…
Bo tak już niestety jest skonstruowany nasz mózg, potrzebujemy czegoś mistycznego co się nami opiekuje . Efekt uboczny ewolucji.
W takich właśnie(na szczęście niecodziennych) chwilach pewna moja część zazdrości tym, którzy wierzą. Wtedy cała moja panująca zazwyczaj duma i radość z tego, że wyrwałem się ze szponów omamiających nas od wieków religijnych mitów i bredni idzie .. na spacer.
Stworzyliśmy sobie boga.. bogów aby wyjaśniać niezrozumiałe zjawiska, szukać pomocy, nadziei na lepsza przyszłość, także tą po śmierci i wreszcie aby mieć kogoś ponad sobą, kogoś, kto ma nad nami władze.
Bo tacy już jesteśmy, mamy skłonność do poddaństwa. Efekt ewolucji.
Widać to, co dzisiaj uznajemy za wady i ‘efekty uboczne’, dawało większe szanse na przetrwanie genom naszych przodków.
Można powiedzieć, że moim bogiem jest nauka. Bo przecież skoro już jestem człowiekiem i potrzebuję mieć boga to zapewne jakiś się znajdzie. Nie jest to jednak ten Bóg pisany z dużej litery, który jest wszechwładny i mi pomoże. Owszem, wyjaśni mi już prawie każde niezrozumiale zjawisko i to dużo bardziej przekonująco niż ‘konkurencja’, a nawet w pewnym sensie mogę ją uznać za coś mistycznego, czego nigdy do końca nie zrozumiem i nie zmienię. Ma jednak jedna jedyną wadę - nie mogę poprosić jej o pomoc.
PS: Mój bóg jest kobietą!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz