26 czerwca 2011

Potrzebujemy boga!

Kiedy czujemy się źle, właśnie wtedy, kiedy jest najgorzej, kiedy wszyscy ludzie, którzy zawsze nam pomagali nic tu nie poradzą albo mamy już po prostu dość słuchania kolejny raz tego samego farmazonu mającego nas pocieszyć, najbardziej potrzeba nam czegoś, co jest ponad wszystkim, do czego możemy się odezwać z cichego zakamarka naszego mieszkania lub z pustej ławki na końcu kościoła i mieć nadzieję, że to coś pomoże nam rozwiązać nasze problemy i nie ma znaczenia, że jedyna pomoc jaka może nadejść to efekt placebo…

Bo tak już niestety jest skonstruowany nasz mózg, potrzebujemy czegoś mistycznego co się nami opiekuje . Efekt uboczny ewolucji.

W takich właśnie(na szczęście niecodziennych) chwilach pewna moja część zazdrości tym, którzy wierzą. Wtedy cała moja panująca zazwyczaj duma i radość z tego, że wyrwałem się ze szponów omamiających nas od wieków religijnych mitów i bredni idzie .. na spacer.

Stworzyliśmy sobie boga.. bogów aby wyjaśniać niezrozumiałe zjawiska, szukać pomocy, nadziei na lepsza przyszłość, także tą po śmierci i wreszcie aby mieć kogoś ponad sobą, kogoś, kto ma nad nami władze.

Bo tacy już jesteśmy, mamy skłonność do poddaństwa. Efekt ewolucji.
Widać to, co dzisiaj uznajemy za wady i ‘efekty uboczne’, dawało większe szanse na przetrwanie genom naszych przodków.

Można powiedzieć, że moim bogiem jest nauka. Bo przecież skoro już jestem człowiekiem i potrzebuję mieć boga to zapewne jakiś się znajdzie.  Nie jest to jednak ten Bóg pisany z dużej litery, który jest wszechwładny i mi pomoże. Owszem, wyjaśni mi już prawie każde niezrozumiale zjawisko i to dużo bardziej przekonująco niż ‘konkurencja’, a nawet w pewnym sensie mogę ją uznać za coś mistycznego, czego nigdy do końca nie zrozumiem i nie zmienię. Ma jednak jedna jedyną wadę - nie mogę poprosić jej o pomoc.

 PS: Mój bóg jest kobietą!

20 czerwca 2011

Jak piórko na wietrze

Od samego początku naszymi losami rządzą okoliczności w jakich się znajdziemy, które to zależą od sytuacji chwile wcześniej, a ta z kolei...
Ta pełna zakrętów droga rozpoczyna się na długo przed naszymi narodzinami.
Teoretycznie rzecz biorąc, wyjątkowo śmierdzące pierdnięcie jakiegoś  średniowiecznego magnata, które zepsuło humor kilku ważnym jegomościom, z którymi właśnie ucztował, mogło ponieść piórko naszego przyszłego życia na inny tor i nie byłoby nas w takim kształcie w jakim jesteśmy. Sięgając nieco dalej, gdyby nie niewiarygodny zbieg okoliczności, który wydarzył się mniej więcej 3 miliardy lat temu, nie tylko nie byłoby mnie i Ciebie, ale cała Ziemia wyglądałaby najprawdopodobniej zupełnie inaczej… itd…
A nieco bardziej przyziemnie... Od tego jakie imię nadadzą nam nasi rodzice zależy choćby nasze szkolne przezwisko

Dosyć często zdarza mi się(możliwe, że Tobie też), aby coś co wydaje się(i zazwyczaj faktycznie jest) nic nieznaczącą pierdołą zmieniło kompletnie moje postrzeganie jakiegoś zagadnienia czy osoby. I wystarczy kilka dni, czasem nawet godzin, aby dostrzec bezsensowność tej całej ‘zmiany kursu’, siłę emocji jakie nad nią wisiały i poczuć ulgę, że nie rozpoczęło się jeszcze żadnych działań utrwalających nowy kurs.
W takich momentach aż ciśnie się na usta porównanie siebie do piórka wiszącego w powietrzu, którym targnął nagły podmuch wiatru, po czym powróciło do dalszego spokojnego opadania.(piórko – ja(ty),  opadanie-życie, upadek – śmierć)

Czemu „Poniosło mnie”? I dlaczego „jak piórko na wietrze”? Otóż dlatego, że naprawdę niewiele potrzeba aby mnie(i jak sądzę nie tylko) zainteresować  i skłonić do myślenia na konkretny temat, a wtedy już niedaleko do „poniesienia”, wysnucia wniosków(często tych pochopnych, zrodzonych pod wpływem emocji) i być może zapisania ich.


Na tym blogu będzie o wszystkim co mnie zainteresuje(poniesie), być może nawet ‘kopnie’ mój kurs, do tego stopnia, że będę miał ochotę napisać choćby parę zdań co o tym myślę.